Ostatnio usłyszałam fajny tekst podczas jednego z live’ów. ” Olga Ty nie przeklinasz …ty rzucasz zaklęcia” tak mi się to spodobało, że nawet znalazłam w tym sens. I nie, żebym wstydziła się swojego codziennego ” ja prdl”, serio nie mam z tym problemu, ale ten tekst dla ludzi inteligentnych jest miłym obrazem tego, że moje przekleństwa to nie przecinek, a narzędzie pracy.

MUUszę przyznać, że w ostatni tydzień rzuciłam tych zaklęć dużo… w cholerę… tyle, że trudno to kurna policzyć. Najwięcej ich poszło w kierunku moich własnych myśli i poczynań, bo jak tu nie przeklinać kiedy Twoje życie ( tak wiem, nie tylko moje ) kolokwialnie rzecz ujmując “wyjebało orła” ? Wszystko jest tak dalekie od oczekiwań i tego co sobie zaplanowałam.

Tak dla zobrazowania zacytuję:

JA: “Ja pierdole laska co ty robisz o 17.13 w piżamie?”

TEŻ JA: ” Co Cię to ku…a obchodzi… wegetuję… w dupie mam… wolno mi… spier…laj”

JA “No ale że jak, Ty taka ogarnięta, poukładana :))) ( tu można było wyczuć lekką nutkę ironii) i leżysz na kanapie, we wczorajszym makijażu, w piżamie… i chujowym biustonoszu? Co z Ciebie za przykład! Weź się do roboty je..bany nierobie. Planuj, Celuj, CIŚ DZIOŁCHA

ZNOWU JA “Weźniepierdol… świat się kończy… po …uj się stroić!? Nie chce mi się, mam wolne, odpocznę, poleżę, nic przecież NIE MUUSZĘ. Mogę wszystko! Więc się odp..dol ode mnie. Chce se zdechnąć to se zdechnę. W tej piżamie… i wczorajszym makijażu… to się komponuje”

…. i tak bym mogła bez końca 🙂 

Tak naprawdę potrafię sobie świetnie radzić z chorymi oczekiwaniami i … tym, że można się dupnąć w planowaniu. Problem w tym, że nie byłam gotowa na takie pierdolnięcie ( tak wiem… Ty też). Lekko mi szczęka opadła jak zobaczyłam to, że sama sobie robię kipisz w głowie. Tak szczerze od serca pokażę Ci teraz mój pierdolnik. Co się stało ? Przysłowiowy …uj wie!

Jeśli masz czas i ochotę pokaże Ci mój nieidealny świat, który jak się na końcu zorientujesz idealnie ogarniam ( no chyba, że tego nie zauważysz :)).

to się nazywa…

…reklama dźwignią handlu. Lepiej słuchać tych co są praktykami czy teoretykami ? 

Mam hormony! Mam nasrane w głowie! Mam nieidealne życie… i idealnie sobie z tym wszystkim radzę! 

Jak? Zajebiście! Jeśli też tak chcesz zapraszam ALE NIE ZMUUSZAM!

zapisz się na listę

Patrząc na mnie można gdzieś między wierszami wyczytać.. ma laska gadane… ma wyje..bane… ma szczęście… wie co robi. Kobieta sukcesu… to ja! OOO tak łechtajcie mą próżność kochane słowa. Jak ja lubię to określenie. Kobieta sukcesu TAK TO JA!

Od kilku lat z satysfakcją i powodzeniem prowadzę własną markę… oprócz tego udowodniam Kobietom, że są piękne bez względu na rozmiar.. i  blablabla… szkolę… organizuję imprezy… zrzeszam.. trzymam Was za tyłki i “mordy” … kopię w dupę, wyciągam z bagien MOTYWUJĘ!!! Z siarczystym “Ja pierdolę” na ustach pokazuję jaka jestem twarda. Kobieta o wielu talentach to ja! Piszę, maluję, projektuję, szyję (czasami) … nie śpiewam ale to tylko kwestia czasu 🙂 

Tak to ja KOBIETA SUKCESU.

Oj zaparłam się ja kiedyś! Postanowiłam, zaplanowałam, nauczyłam się wszystkiego OGARNĘŁAM SAMA SAMIUŚKA… KU…WA SAMIUSIEŃKA! Sama też przyznałam sobie nobla w dziedzinie ” jak z gracją i twarzą wypierodlić się na oczach tłumu… a potem powstać silniejsza” Sama sobie nadałam tytuł mistrza w dziedzinie ” Samo-motywacji, samoakceptacji, samorozwoju, i SAMOROZMÓWNIEKONTROLOWANYCH” … tak naprawdę ludzie mogą żyć w tłumie, a jeśli coś się dzieje i potrzebujesz wsparcia działa jedna zasada ” Umiesz liczyć licz na siebie!” 

Bolesna prawda jest taka …  że były czasy kiedy tak o sobie nie myślałam. To były czasy, kiedy czułam się jak w kołowrotku… jak szara myszka bez możliwości wyboru i sił na to, żeby z tego kołowrotka nareszcie wyjść. Mój świat biznesowo-finansowy wyglądał totalnie z dupy. Od pierwszego do pierwszego… od wypłaty do wypłaty… Kilka podsłuchanych rozmów, kilka darmowych szkoleń, kilku “finansowych ninjów” i coachów później zdałam sobie sprawę, że tylko ktoś kto stracił wszystko tak jak ja… kto zrozumie to, że 10% miesięcznie Twojego zarobku = minus 3000 tyś złotych… tylko ktoś z hormonami, zaoranym zdrowiem i wszystkim dookoła może mi pomóc. Dotarło do mnie to, że tą osobą jestem ja sama. Jak długo bym się nie szkoliła i mówiła ” wiem ” to nic to nie zmieni, jeśli nie zacznę działać. Dotarło do mnie, że dzięki temu “samowszsytkiemu co mam” z czasem sama zacznę perfekcyjnie ogarniać swoje finanse. Tak też zrobiłam… od czasu, kiedy to nie byłam w stanie płacić kredytów, czynszów i innych zobowiązań wreszcie wyszłam na prostą! Serio. Zaprzyjaźniłam się z komornikami ( tak często pili kawę u mnie) … świetnie radzę sobie z dzieleniem finansowego włosa na czworo. Perfekcyjnie zabezpieczam wypłaty pracowników, odkładam na czarne godziny, zachcianki i wakacje.. tak bardzo i długo oczekiwane… zarządzam co kiedy jak i komu. NARESZCIE wyszłam dzięki sobie samej z totalnej dupy w jaką wpadłam w 2015 roku… kiedy to choroba jak fala tsunami zabrała mi wszystko co stworzyłam ( to jest historia na inny wpis)

NAPISAŁAM SWOJĄ BAJKĘ

… ale taką bez Barbi i Kena, bez rzygania tęczą i kwiatowych bąków… bez karocy i wodotrysków. Taka bajka w jakiej chciałam żyć…  z górkami, dolinami i szczytami. Normalna i moja!

Rok 2020 miał być inny od wszystkich poprzednich. Niby taki sam, a jednak. Zmieniłam system pracy z 12-to miesięcznego na 12-to tygodniowy. Zaplanowałam dochody pasywne i wszystko co w związku z tym MUUszę zmienić i czego się nauczyć. Powiem Pani orka na ugorze, ale z wielką satysfakcją. Powstał plan, zaczęłam działać… po drodze w tych 12-tu tygodniach już zdążyłam sobie zedrzeć kolanka od przewrotek ale… to też miałam w głowie… nie będziesz lasia lecieć z górki z wiatrem. Przewidziałam to, że będzie ciężko, że będzie płacz, foch i zgrzytanie zębów… przyjęłam… zaakceptowałam to, że będzie pod górkę, na kolanach, z nosem w gównie… ale do celu!

Poprzedni tydzień ( 16.03 – 21.03.2020) to miał być 12 tydzień ciężkiej pracy. Dziś miał być nowy rok… feta… świętowanie i plan na kolejne 12 tygodni…jak tylko odpocznę. To miał być najbardziej intensywny tydzień, tak jak w normalnym roku grudzień gdzie trzeba wszystko dopiąć i zakończyć.

W coach’ingowym języku mówiłabym do siebie ” Dziołszka teraz jeszcze dociś i sjesta! “

21.03 ( sobota)  siedzisz w samolocie na Cypr. Robisz “czekerałt” jest mąż, są dzieci, są Twoi rodzice, lecimyyyyyy

Tak masz racje Cypr? Kurła to nie Malediwy czy Seszele. Czym się jarasz laska. Ano dla mnie te 12 tygodni. Ten 2020. Ten Cypr to szczyt. Postanowiłam sobie, że go osiągnę i….  byłam blisko.

STOP… COFNIJMY SIĘ KILKA DNI

10.03 zrobię to! Nic nie odwołujemy. Będzie pokaz, w następnym tygodniu nowa kolekcji. ..uj tam z “koroną”, przecież to tylko grypa, taka jak nasza dobrze znana Polska. Nie panikujemy!

11.03 “…a jak wszyscy umrzemy?”. Jak narażę ludzi, modelki, pracowników, rodzinę… siebie? Decyzja jest jedyna możliwa… odmeldowujemy pokaz.

12.03 lekarz ściągnięty na siłę do domu. Uświadamia mnie jakim zagrożeniem są ludzie dla mojego syna i dla mnie. Dzwonie jeszcze na wszelki do kardiologa… do koleżanki onkolożki… do ginekologa… na neurologa już nie mam siły. Wszędzie usłyszałam to samo ” Gdyby co dzwoń ale, jeśli będzie naprawdę źle, raczej nie licz, że wezmą Cię do szpitala” Fuck… Sick… Shiet… Panikujemy!

12.03 godzina nie wiem która Zamykamy firmę! Wysyłam pracowników do domu. Dostają po kilka zamówień, bez planu. logistyki …. bez pomyślunku jakby to powiedziała Babcia. Każdy dostaje wypłatę, pół na pół gotówka z przelewem, bo przecież już nam mówią, że banki też mogą mieć problemy.

13.03 ostatnie zakupy, robię wszelkie płatności, przeliczam finanse… czuję się jakbym miała robić to po raz ostatni. Przeżyjemy miesiąc, może dwa… odwołujemy loty, noclegi, odmawiamy zamówienie na moje leki, przeliczamy zapasy… normalnie wojna idzie Panie!

Truchleję… 13.03 noc… sprawdzam sama siebie i innych w domu czy oddychamy. Świat na naszej wsi stanął. 

…. miedzy 14.03 a dziś… lekko mi się dupcy co jest oczekiwaniem, co ograniczeniem… co mi wolno, a czego sobie sama odmawiam. Mylę wyrzuty sumienia z leniem, olewactwo ze zmęczeniem, panikę z lękiem… to co prawdziwe z tym co wmówione. Patrzę za okno i nie wiem co widzę. Tylu dzieci  ” na polu”  nie widziałam od roku, sąsiedzi się bawią, grillują, wpadają do nich znajomi… JA ZA BARYKADĄ PRAWIE JAK W BUNKRZE, a na fb spotkania, imprezki, nikt nic nie odwołuje… Działają knajpy, ludzie chodzą na zakupy i do fryzjera…  jedni panikują inni negują.

Sama coś tam pluję na swojej osi czasu, chyba tak do końca nie zdając sobie sprawy kim jestem, co robię, co jest prawdziwe i słuszne … co tylko nagłym wyrzutem emocji spowodowanym strachem. Po prawdzie nadal nie wiem, co jest prawdą, a co tylko snem usnutym z planów innych ludzi. Podjęliśmy decyzję, że #zostanwdomu jest dla nas najlepsze… i można by tu długo o tym wszystkim mówić ale ten wpis nie jest o koronawirusie, a o mnie 🙂 Więc wróćmy na ciekawe tory i … pogadajmy o Oli.

Jak wygląda mój świat w czasach zarazy? Zaczynam od nowa … cytat “mówi się trudno i żyje się dalej” to słowa, które trzymają mnie teraz na powierzchni.

Tak szczerze dbanie o ciało w sensie regularnego pozbywania się jebaniusiej tkanki tłuszczowej, zwałów cellulitu i zbędnego owłosienia zeszło na plan dalszy. Wczoraj po tygodniu przypomniałam sobie do czego jest maszynka. Idealność odłożyłam na potem.

Ustaliłam sobie priorytety … wśród nich jest na przykład codzienna zmiana piżamy na dres ( obojętnie o której ) , mycie twarzy, nie obgryzanie paznokci i uśmiech ( choćby w trzewiach) … Bogu dziękuję, że zdążyłam założyć dredy bo są samoobsługowe. Co jeszcze? Wyleżałam nowe wgniecenie na kanapie. Porzuciłam dietę, która miała mi ratować zdrowie… wróciłam do mojego normalnego rozmiaru. Co przyznam szczerze, już mnie tak nie cieszy jak kiedyś…. za to znowu mam cycki. W głowie napisałam 8 artykułów. Zrobiłam nową stronę www. Znalazłam trzy nowe źródła dochodów. Nadrobiłam zaległości w szyciu i projektowaniu… JARAM SIĘ JAK MRÓWKA NA ŚWIĘTO LASU…

Tyle że to wszystko wydarzyło się TYLKO w mojej głowie… tylko, że w realu…  w realu jest DUPA!

DOBRA ALE MIAŁO BYĆ Z MORAŁEM, SENSEM I OPTYMISTYCZNIE… pisałam na początku, że pokażę Ci jak świetnie sobie radzę z tym, że nie jest idealnie.

I MASZ RACJĘ… bo chcę Ci powiedzieć, że zaakceptowałam tę “dupę”. Teraz już nie krzyczę na siebie. Pozbyłam się myśli ” że życie ucieka mi przez palce” … zjebałam siebie za to, że złościłam się na siebie… bo powinnam być produktywna , poprawna i pracowita w czasie kwarantanny.

ZAPOMNIAŁAM  w myśl zasady, że ” szewc bez butów chodzi” o tym, że KURWA NIC NIE MUUSZĘ … MOGĘ WSZYSTKO I MAM SIĘ OGARNĄĆ EMOCJONALNIE!!!!

Mam czas… tak naprawdę mamy czas! I TAK JAK CAŁY TEN ARTYKUŁ JEST BARDZO SZCZERY powiem Ci teraz szczerze… boję się jak kurwa mać, ale nie żyję w strachu. Jak to możliwe zapytasz?

Wypełniam sobie karty strachu. Nie planuję nic konkretnie, bo nie wiem tak naprawdę co będzie jutro. Zapisałam sobie kilka rzeczy ” które chcę ogarnąć”, jeśli dam radę to w tym tygodniu, jeśli nie to w następnym. Przyjęłam ,że “będzie co mam być niczego ( w przeszłości ) już nie zmienię ” … ale mam wpływ!

 

MAM WPŁYW na to co robię i jak robię. To własnie ta drobna różnica między: boję się… a życiem w strachu.

Bać się czegoś, ale działać i myśleć pozytywnie – to jest to co jest zdrowe i normalne. Strach natomiast blokuje nas przed działaniem… jakimkolwiek. Więc małymi krokami… mam wpływ, na to co myślę i jak myślę. Mam wpływ na to czy się umyję. pomaluję…. czy Wam coś powiem, czy napiszę,  a może uszyję… mam wpływ też na to ABY ŻYĆ BEZ WYRZUTÓW SUMIENIA. Bo każde choćby najmniejsze działanie teraz traktuję jak wielki sukces.

Coś co kiedyś było nawykiem, teraz od nowa wprowadzam w swoje życie. I nie mam tu na myśli codziennego treningu czy diety. Mówię o “pracy z głową” … mówię o tym czego Was uczę w praniu MUU(ó)zgu.

Świetnie się czuję z tym, że nie MUUszę być idealna, perfekcyjna… że jestem najlepszą wersją siebie nawet na kanapie, w piżamie, we wczorajszym makijażu… byle z uśmiechem i wiarą w to, że jestem na tyle mądra, iż cokolwiek się jeszcze nie zjebie to ja JESTEM PIĘKNA! JESTEM MĄDRA! MOGĘ WSZYSTKO! NIC NIE MUUSZĘ! OGARNĘ SIĘ EMOCJONALNIE… NIE BĘDĘ CZEKAĆ NA JUTRO ( poleżę sobie już dziś 🙂 

ps. Kochana masz ta samą moc!!! Wierz w to, a jeśli masz z tym problem to… lokowałam tu produkt, z którego możesz skorzystać 🙂 Taka dzidka ze mnie 🙂

pranie MUU(ó)zgu

2 myśli na temat “Zapiski stylistki w czasach zarazy

  1. Marta Grzelak says:

    Ale jaka cudna ta dzidka! Dziękujemy za prania Muuzgu, za szczere słowa i za porządnego kopa. Z wszystkim się zgadzam (cholera! 😉🤷🏼‍♀️).
    Zdrówka życzymy, trzymajcie się tam cieplutko ❤️❤️❤️❤️

    • Kasia K says:

      Życie w obecnym czasie chyba dla nikogo nie jest łatwe i myślę, że każda z nas prędzej czy później przeszła załamanie, poczuła strach i beznadziejność tego, że k… nic nie poradzimy. Bezsilność… bezradność znosi nas na drugi plan (jak śpiewa Coma)… I tutaj wkracza MUU… może ten drugi plan to jest ta nasza droga? Nie ma co patrzeć za siebie. Nie ma co skręcać w lewo. Świat się zmienił i nic już nie będzie takie samo. MUUsimy żyć. Wstać rano, ułożyć włosy, zrobić makijaż, wbić się w “garsonkę” nawet gdy wyjście do biura oznacza tylko przejście do salonu lub jadalni. Tylko normalność nas uratuje… I kolor różowy 🙂

      Tak, że ten – dasz radę, ja dam radę, ona, tamta i tamta też. Mamy prawo się bać. I mamy prawo działać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *