Dlaczego szycie na miarę zmienia życie

czyli historia pewnej pupy, za krótkich spodni i odnalezionej kobiecości

Ile razy miałaś tak, że spacerując po galerii handlowej zobaczyłaś sukienkę idealną? jedną, która od razu wpadła Ci w oko. Zanim jeszcze zdążyłaś do niej podejść, już widziałaś siebie w niej na weselu, kolacji, może randce. Bierzesz do przymierzalni – nawet w dwóch rozmiarach, żeby mieć pewność. Zakładasz… i …

Za ciasna w biodrach.
Za luźna w talii.
Podnosi się przy każdym kroku.
Albo – klasyk – rozmiar 38, ale nagle czujesz się jakbyś próbowała wejść w 34 po praniu.

I wtedy zaczyna się ta dobrze znana myśl:
Czy coś jest ze mną nie tak?”

Rozmiarówka kontra rzeczywistość

Nie, nie jest z Tobą nic nie tak.
To ubrania nie tak. A właściwie – system, który stoi za tymi ubraniami.

Mówię to ja, kobieta 170 cm wzrostu. Niby standard, prawda? Góra – rozmiar 38. Dół – 40. W teorii powinnam mieć w czym wybierać. Ale w praktyce? Męka. Zakupy, które miały być przyjemnością, stawały się wyzwaniem.
Spodnie? Wszystkie za krótkie.
Bluzki? Niby ok ale bez szału.
Sukienki? Albo się podnoszą, albo wiszą bez wyrazu.

Zaczęłam się zastanawiać – czy ja mam za długie nogi? Za szerokie biodra? Za dużą pupę?

I wtedy trafiłam do MUU.

Gdy Olga powiedziała mi prawdę

 To ona spojrzała na mnie i powiedziała najprostsze, a zarazem najważniejsze zdanie:
To nie Ty masz się dopasowywać do ubrań. To ubrania mają być dopasowane do Ciebie.”

Brzmi banalnie? Może. Ale dla mnie to był przełom.

Bo wiecie co? Ja nie pasowałam do szablonów z sieciówek. Po prostu sieciówkowe szablony nie uwzględniają tego, że kobieta może mieć szerokie biodra i większy tyłek! Gdzie niby ubiera się taka gwiazda jak Kim Kardashian? Na pewno nie w sieciówkach i to nie dlatego, że ma miliony na koncie ale dlatego, że w sieciówkach nie miałaby w czym wybierać.  Ja nie pasuje do szablonów sieciówkowych nie dlatego, że moje ciało jest jakieś „nietypowe”. Ono po prostu… jest moje. A to, że nie mieści się w sztywne ramy rozmiarów, nie znaczy, że coś z nim nie tak.

Tak, mam szerokie biodra.
Tak, mam dużą dupę.
I zajebiście mi z tym.

Body positivity w teorii i w praktyce

Dziś wiele marek rzuca hasłami „body positive”, „dla każdej figury”, “oversize”. Ale kiedy przyjrzysz się metce, to ten „rozszerzony” rozmiar kończy się na XL. A czasem nawet nie.
XXS? Tak.
XS? Zawsze.
XL? O ile pokuszą się o dodanie rozmiaru “plus size”

A jak już pojawi się kolekcja „plus size” – to najczęściej osobny dział, kilka nijakich modeli w beżach, szarościach i czerni. Bez talii. Bez życia.
Jakby większy rozmiar oznaczał, że masz zniknąć, a nie błyszczeć.

I co gorsza – te kolekcje często tak źle skrojone, że rozmiar 44 z sieciówki nadal nie pasuje na kobietę, która w rzeczywistości nosi 44. Bo projektował to ktoś, kto nigdy nie ubierał realnej kobiety. Tylko manekina.

A co z drobnymi kobietami?

Bo to nie tak, że tylko kobiety z większym rozmiarem mają problem.
Znam wiele drobnych, niskich kobiet, które również czują się pominięte. Gdzie mini staje się midi, a każda para spodni kończy u krawcowej na skróceniu. I nie daj Boże, jeśli po poprawkach pęknie szew. Reklamacji nie przyjmą, bo „była ingerencja”.
Koszty, stres, strata czasu a efekt – nijaki.

A przecież każda z nas – większa, mniejsza, wyższa, niższa – chce po prostu dobrze wyglądać. Czuć się kobieco. Patrzeć w lustro i mówić: To jestem ja. W swoim wydaniu. Nie w czyimś rozmiarze.”

Dlatego szyjemy na miarę

MUU powstało właśnie z tej potrzeby – by kobiety przestały się zmieniać dla ubrań, a zaczęły nosić ubrania, które stworzone dla nich.
Z ich biodrami. Ich talią. Ich biustem.
Z ich osobowością.

Nie narzucamy Ci rozmiaru.
Nie każemy się dopasowywać.
Nie chowamy Twojego ciała w bezpieczne beże.
Wydobywamy z Ciebie to, co w Tobie najpiękniejsze.

To nie tylko szycie. MUU to miejsce dla każdej kobiety.

W MUU każda z nas ma swoją historię. Swoje ciało, swoje zmagania, swoje „męki przymierzalniane”.
Dlatego tak dobrze rozumiemy się nawzajem.
Dlatego każda nasza klientka jest traktowana jak kobieta, nie numer.
Dlatego pytamy: jak się czujesz? a nie: jaki masz rozmiar?


A Ty? Jaka jest Twoja historia?

Z czym Ty musiałaś się mierzyć, zanim trafiłaś do MUU?
Masz swoją anegdotę z przymierzalni, którą opowiadasz przy winie z koleżankami?

Napisz do nas. Podziel się swoją opowieścią.
Twoje doświadczenia mogą stać się inspiracją – i dla nas, i dla innych kobiet, które nadal szukają miejsca, gdzie to one miarą wszystkiego.

Bo miarą kobiety nie jest rozmiar.
To, jak się w sobie czuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *